Śledztwa na zamówienie konkurencji.
Z byłym „żołnierzem" mafii dolnośląskiej, obecnie miejscowym biznesmenem, rozmawia Wojciech Wybranowski
Jesteś już chyba jednym z bogatszych ludzi na Dolnym Śląsku. Kiedy umawialiśmy się na rozmowę, śmiałeś się, że teraz jesteś „pan prezes". Od czego zaczynałeś?
-
Samochody. Na początku lat 90. każdy chciał mieć niezłą brykę. Jakbyś wiedział, dla kogo przemycałem auta, to by ci mózg stanął. Prokuratorzy, policjanci, politycy. Jak mnie pierwszy raz aresztowali, to jeden z prokuratorów mówi: „Posiedzisz trzy miechy, nikogo nie wsypiesz, to wyjdziesz", I wyszedłem. A później już byłem „żołnierzem". Pomagałem ważnym ludziom robić biznes (śmiech).
Porozmawiajmy o biznesie i wrocławskiej prokuraturze. Według informacji, do których udało mi się dotrzeć. Twoi koledzy cieszą się olbrzymimi wpływami w dolnośląskim wymiarze sprawiedliwości...
-
Tak jest i tak było. Tyle że się teraz to wszystko wywala. Coraz więcej ludzi chce o tym mówić, ja myślę, że ci adwokaci, co ich wsadzili do „klatki", sporo mogą powiedzieć i powiedzą. Ale to się nie wzięło dzisiaj, wcześniej tym wszystkim kręcił Kaucz, taka szara eminencja, wiesz, o co chodzi...To jest ten układ, ci, co byli z nimi, to byli chronieni, a ci, co się nie opłacali, nie byli z nimi, to... wiesz.
Prokuratorzy zabierali się za firmy, których właściciele się komuś nie opłacali?
Gdzie zapadają takie decyzje: w prokuraturze apelacyjnej, okręgowej? Czy najłatwiejsze dojścia mieliście do prokuratur rejonowych?
Chowa?
-
Jeden to był taki szef „szóstki", czekaj jak on się... nazywał. A ten, no - M. (...). To teraz... świruje na wariatkowo, tuszował wiele spraw. Inni mieli zarzuty za tuszowanie spraw z alkoholem. Ten M. (...) to mocny gość. Mnie osobiście powiedział, że jeśli ktoś go ruszy, to rozłoży prokuraturę od wewnątrz. Teraz chowa się za immunitetem i chorobą psychiczną.
Jak w praktyce wyglądało takie zlecanie prokuratorom „kontroli" niewygodnych firm?
-
Nie wiem, jak jest teraz, na chwilę obecną. Natomiast lata 90, aż do 2005 r. to Kaucz, który rządził na prawo i lewo. To on decydował, które śledztwa były umarzane, a które nakręcane. Ponoć miał teczki na niektórych sędziów i rozdawał karty. Nie powiem ci nazwisk, ale tam nadal jest czynny ten układ. (...) Istnieje do dziś i będzie istniał. Miasto się rozwija, każdy chce mieć korzyści (śmiech). Jak ktoś jest spoza grupy, która ma robić biznes i się rozwijać, to jest tępiony.
Zatrzymania prezesów, mozolne śledztwa, upadek firmy...
-
Dokładnie tak. W 2005 r. jeszcze funkcjonowało to niezwykle sprawnie, niektóre procesy robiono na pokaz i tępiono firmy, które nie chciały się opłacać czy nie chciały dopuścić do zysków ludzi z zewnątrz,
Jeden z prokuratorów związanych ze sprawą mafii paliwowej twierdzi, że we Wrocławiu jest willa, w której „Baranina" spotykał się z miejscowymi prokuratorami. Z drugiej strony, niektórzy dziennikarze twierdzą, że to nieprawda...
-
Były takie spotkania, słyszałem o nich. Powiem tylko tyle, że mam kontakt z osobą, która brała w nich udział. To mój kolega. Może o tym porozmawia ale jak będzie miał zapewnione gwarancje bezpieczeństwa.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz rozmówca jest świadkiem w jednym z postępowań prowadzonych przez Centralne Biuro Śledcze. Ze względu na charakter tego dochodzenia oraz bezpieczeństwo informatora, jak również jego osobiste żądanie, nie ujawniamy danych personalnych.
|