Firmy nie ufają bankom
Stowarzyszenie Poszkodowanych przez System Bankowy pomaga ludziom pokrzywdzonym przez wadliwe ustawodawstwo i nadużycia w bankach.
„Puls Biznesu”: Skąd pomysł na utworzenie organizacji tego typu?
Roman Sklepowicz, prezes Stowarzyszenia Poszkodowanych przez System Bankowy: Sam zostałem poszkodowany przez bank. Wziąłem kredyt z WBK na budowę centrum handlowego, po otrzymaniu dwóch rat bank nie udzielił mi trzeciej transzy. Sytuacja została nagłośniona, pani Elżbieta Jaworowicz zaprosiła mnie do „Sprawy dla Reportera”. Po programie redakcję zalała fala listów i telefonów od ludzi oszukanych w podobny sposób. Z inicjatywy kilkunastu osób powstało i zostało zarejestrowane stowarzyszenie. Istnieje już 1,5 roku i nie widzę szans na jego rychłe rozwiązanie.
Ilu członków liczy organizacja?
— Każdy, kto się zgłasza do stowarzyszenia, staje się jego członkiem. Do tej pory zgłosiło się ponad 1300 osób. Nie pobieramy składek, mamy bowiem świadomość, że poszkodowani często nie mają pieniędzy na podróż do naszej siedziby w Poznaniu. Stowarzyszenie nie ma własnego funduszu, nie dysponujemy żadnymi środkami, wszyscy pracują tu jako wolontariusze.
Ile osób potrzebuje pomocy?
— Odkąd istnieje stowarzyszenie liczba zgłoszeń drastycznie wzrasta. Obecnie otrzymuję około 10 listów i 15 telefonów dziennie z pytaniem: co robić?
Nie przeraża to pana?
— Przede wszystkim obawiam się stale rosnącej w Polsce nieufności wobec banków. Ciągle dzwonią do mnie osoby tylko po to, by pokazać mi umowę i zapytać, czy mogą ją podpisać. Bardzo często udzielam odmownej odpowiedzi.
Jacy ludzie przychodzą po poradę?
— System bankowy nie oszczędza nikogo. Wśród poszkodowanych spotykam głównie przedsiębiorców i osoby fizyczne. Coraz częściej do stowarzyszenia przychodzą rolnicy i osoby mieszkające na stałe na Zachodzie, które zainwestowały w Polsce duże pieniądze, a zostały przez banki po prostu okradzione.
Czy zdarzyło się panu zrezygnować z udzielenia komuś pomocy?
— Nie odmówiłem nikomu. Istnieją sytuacje bardzo trudne, ale muszę przyznać, że 1300 spraw, w które byłem zaangażowany uczyniło ze mnie eksperta od prawa bankowego i wiem, że zawsze znajdzie się wyjście.
Ile spraw trafia do sądu poprzez stowarzyszenie w ciągu roku?
— Rocznie stowarzyszenie prowadzi blisko 800 spraw, w tym około 300 kwalifikuje się do postępowań karnych.
Z jakim skutkiem?
— 10 proc. spraw kończy się pozytywnie dla poszkodowanych. W przypadku 30 proc. sądy zgadzają się na negocjacje i ugodę. Wśród pozostałych są sprawy bardzo skomplikowane, przedawnione czy też zaniedbane, gdzie wina nie leży wyłącznie po jednej stronie. Wówczas musimy liczyć na dobrą wolę drugiej strony. Nie bez znaczenia jest tu też możliwość nadzwyczajnej rewizji ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka.
Czy zdarzają się sprawy o podobnym charakterze?
— Większość spraw ma związek z nadużyciami banków przy przyznawaniu kredytów. Bank na podstawie arbitralnej decyzji wstrzymuje ostatnią transzę kredytu, zgłasza się do sądu, w którym otrzymuje bankowy tytuł egzekucyjny. Sąd nadaje klauzulę natychmiastowej wykonalności. Kredytobiorca może zostać w ciągu kilku dni pozbawiony dorobku całego życia. Wadą prawa jest to, że sąd rozpatruje prośbę banku niejawnie i nie informuje dłużnika o swojej decyzji. W wyniku działań stowarzyszenia powstaje projekt ustawy nakładający na sąd obowiązek informowania stron o toczącym się bankowym postępowaniu egzekucyjnym przed wydaniem klauzuli wykonalności.
Czym jeszcze zajmuje się organizacja poza obsługą poszkodowanych?
— Stowarzyszenie podejmuje również liczne inicjatywy poselskie. Teraz walczymy o zrównanie kosztów wpisu stosunkowego i zwolnienie stowarzyszenia z tych opłat. Obecnie banki wnoszą kwotę dziesięciokrotnie mniejszą od tej, jaką musi uiścić osoba poszkodowana. Liczę na to, że banki zaczną myśleć, jak rozwiązać problemy nie wkraczając na drogę sądową, jeśli projekt się powiedzie. Poza tym staramy się przekonać Sejm o konieczności nazwania umowy kredytowej.
Źródło: |
|
Archiwum Puls Biznesu
wyd. 1541 (2004-03-04), str. 26
|
|
|