MIŁOŚĆ Z SERCEM W DŁONI
Wsiadając do nocnego pociągu do Warszawy zawsze "poluję" na pusty przedział. Lubię jechać sam i przy oknie. Czytam gdy chcę, gaszę światło jak mi przychodzi ochota na drzemkę. Klimę podkręciłem na max. w końcu na dworze jest 26 stopni. I tym razem mi się udało. Pociąg ruszył, a do mojego przedziału nikt nie zaglądnął. Tyle co intensywność miejskich świateł zaczęła maleć, gdy usłyszłem na korytarzu warkot kółek od walizki. Moment zatrzymania i drzwi w moim przedziale otworzyła młoda dziewczyna z kruczo czarnymi włosami - można sie do pana dosiąść ?
- oczywiście odparłem, siląc sie na nocną uprzejmość. Wykupiłem tylko jedno miejsce. Proszę nie dźwigać pomogę pani. Zachowam się - pomyślałem - wstając i dość ciężką walizkę z udawaną lekkością ulokowałem na półce.
- mam na imię Roman - rzuciłem od niechcenia - spojrzałem na współpasażerkę - o rany, ale ładna dziewczyna, niestety mogłaby być moją córką, z założenia nie podrywam kobiet młodszych od mojej córki.
- mogę też zająć miejsce przy oknie ?
- oczywiście odparłem, chytrze kombinując, że chociaż sobie do woli na nią popatrzę.
- mam na imię Sara - jadę do Warszawy - czy ten pociąg zatrzymuje się na innych stacjach ?
- nie pierwsza stacja to dworzec centralny w Warszawie. Myślę, że wszyscy pasażerowie tego nocnego pociągu wysiadają na centralnym. Raczej nie prześpimy centralnego. Raczej - powiedziałem - licząc, że gdybym ja usnął to może Sara wpadnie na pomysł by mnie obudzić.
Wpatrzony w jej piekne oczy, włosy, niespotykaną powszechnie urodę - tak po cichu - żałowałem, że mam już tyle lat i szkoda fatygi, bo po prostu jestem dla niej za stary.
W miarę upływu czasu rozmowa od przypadkowych, typowych wyrazów o moich dzieciach i wnukach, nie bez mojego powodu zaczęła schodzić na jej życie. Ma 27 lat, mieszka w Izraelu, jest jak każda kobieta tam mieszkająca, również i żołnierzem, ma w domu karabin i cały ekwipunek żołnierski. Pracuje w księgowości na poczcie. Uczy się na podyplomowych studiach ekonomicznych. Lubi psy, ma dwa młode czau-czau.
Coś mnie cholera podkusiło, by - choć nigdy tego nie robię - wleźć na temat starających się o jej względy chłopaków. Co mnie mogą obchodzić inni - młodsi - faceci, skoro ja nimi nie moge być.
Patrzyłem w jej wielkie, śliczne oczy. Czułem, że zastanawia się czy kontynuować rozmowę. Czy warto dalej ciągnąć temat z nieznanym sobie facetem, którego tylko co poznała i wie, że ma na imię Roman.
Problem sam się rozwiązał, właśnie wszedł barman oferując nam kawę lub herbatę z batonikiem na dodatek.
Po kilku łykach kawy Sara zapytała mnie. Ile miałem dziewczyn nim się ożeniłem? Jedną odparłem, jedną, ożeniłem się z moją dziewczyną z ogólniaka. Miałem wtedy 22 lata. Mamy wspaniałego syna Jacka.
A ja, a ja miałam trzech chłopaków. I na tym koniec. Nigdy nie będzie czwartego.
Patrzyłem w jej przymrużone oczy, kosmyk włosów w tak śliczny sposób zachodził na jej na policzek. Boże jakie ona ma piekne usta, zacząłem żałować, że lampy przy szlaku stoją tak rzadko. Chciało się by patrzeć na nią i patrzeć.
Wiesz z pierwszym moim chłopakiem chodziliśmy trzy lata. Nasi rodzice zdążyli sie zaprzyjaźnić, a my zwlekaliśmy z datą ślubu. To on był w wojsku to ja na ćwiczeniach, tak jakoś się nie układało. W końcu decyzja - w moje urodziny będzie ślub. U nas, wiesz to cały ceremoniał, zawiadomienie całej rodziny, przedstawienie mnie i jego wszystkim jej członkom, staranne wybranie miejsca ślubu, dobór ubrań, prezentów i miejsc przy stole, no wiesz tradycja.
Byłam tak dumna, koleżanki zazdrościły mi takiego fajnego chłopaka, a ja w nim kochałam - wiesz co ? - czułość jaką mi okazywał nie tylko sam na sam, ale przy wszystkich członkach rodziny i znajomych. Zawsze całował moje opuszki palców. Całował przy wszystkich moje włosy, potrafił na ulicy zatrzymać się by pocałować mój nos i uszy. Tak chciałam móc o nim powiedzieć - mój mąż.
Rankiem, dosłownie 2 dni przed ślubem, gdy byłam w sklepie kupić mamie lakier do włosów usłyszłam wiele syren karetek pogotowia i policji, coś mną wtedy targnęło, nie wiem co ale dostałam takiego skurczu mięśni i zaczęłam cała dygotać. Sama do siebie mówiłam, ty głupia - syreny to u nas normalne. W końcu sąsiedztwo palestyńczyków winno nas uodpornić na dźwięk syren. Pośpiesznie wróciłam do domu, jakoś zwlekałam z wyjściem do pracy. Nie lubię się spóźniać. Pakując torbę, dzwonek do drzwi jakby specjalnie głośno nakazał odrętwienie domowników. Nikt specjalnie się nie spieszył do ich otwarcia. Babcia jak zwykle je otworzyła, ona w takich napiętych momentach zachowuje zimną krew, ma to z warszawskiej, okupacyjnej młodości.
Stojący w drzwiach policjant, tak urzędowo - nie jak znajomy ojca - wyrecytował, że twoja wnuczka ślubu mieć nie będzie. On był w tym autobusie, w którym ta palestynka się wysadziła.
Podaruję ci jak zareagowałam, co czułam, podaruję ci opowieść młodej, zakochanej kandydatki - za dwa dni - na żonę. Nie ma takiego bólu, który można by porównać z tym co wtedy czułam. Nie opowiem ci, czy i ile można nie spać po takiej wizycie. A musisz żyć, pracować, mówić dobranoc mamie, musisz patrzeć na ulicach jak inni się całują, jak nie daj Boże on całuje ją w nos czy po włosach. Musisz żyć, choć w szafie masz karabin z kilkoma załadowanymi magazynkami. Świat na ciebie i was patrzy ! A ja co ? Świat, cały Izrael, premier rządu ? Ja go kochałam, ja chciałam być żoną, matką, szczęśliwą kobietą.
Szukałam w swoim sercu miejsca na przebaczenie, na tolerancję i miłość do drugiego człowieka. Może ona też kochała, może zrobiła to czego ja nie miałam sił uczynić ? A może wierzyła bardziej jak ja. Wiem, że aby nie zwariować bardziej tłumaczyłam ją, jak utyskiwałam nad swoim losem. Za rok będzie olimpiada, okres pokoju i zawieszenia broni, okres zastanowienia i zadumania się nad życiem każdego człowieka - w tym, mam nadzieję i moim.
W wojsku poznałam mojego nowego dowódcę plutonu. Znał moją historię od swego poprzednika. Jakoś szczególnie odnosił się do mnie i co było wyczuwalne, starał sie do mnie zbliżyć.
Nie byłam gotowa odwzajemnić jego uczuć, rozum podpowiadał mi tylko, żebym nie zabijała sympatii drugiego człowieka. Kilkanaście wspólnych spacerów, wypady do kawiarni i kin, wspólna wycieczka do Tokio i tak miesiąc po miesiącu poczułam bliskość tego człowieka na tyle, by móc za nim tęsknić po nocach, spieszyć sie po pracy, by dać się mu pocałować.
Rozumiesz ? Raz jeszcze rodziny, spotkania, wspólne plany, jego ojciec wybudował mu przepiękny dom. A ja chciałam już być żoną i matką. Projektowałam jak urządzę nasz ogród. Mnóstwo kwiatów, skalniaki i alejkę róż. Po pracy chodziliśmy na wspólne patrole, zawsze - tak się układało, że w patrolu byliśmy razem. Śmiał się, że musi mieć oko na moje bezpieczeństwo w wojsku, że on zawsze mnie obroni. Czułam się przy nim bezpiecznie i podświadomie tłumaczyłam sobie, że jakby co to zginiemy razem. Wiesz nazywałam go pieszczotliwie batonik, bo zawsze miał w bocznej kieszeni munduru kilka batoników. Podjadałam mu je czasami. Czułam, że jak sięgam do jego kieszni podkradając mu batonika to on robiąc taką obrażoną minkę , jest szczęśliwy.
Tej środy, odeszliśmy od patrolu, bo chcieliśmy przymierzyć szyty przez niego garnitur. Krawiec miał warsztat dosłownie kilkanaście metrów od głównej ulicy. Koledzy zaczekajcie dziesięć minut poprosił. W bramie krawca stał może 12 - letni chłopiec wpatrując się w nas. Na taka sytuację batonik zawsze wystarczał. Typowe - dzieciaki zawsze proszą o cokolwiek. Zapamiętam, że jak jego ręka siegała do bocznej kieszeni po batonika, to wierz mi - jeszcze dziecko - z pod kurteczki wyjęło pistolet i bez namysłu strzeliło prosto w jego pierś.
Jeden strzał, moje osłupienie, reakcja strzelać, zabić, to jeszcze dzieciak, nadbiegający pozostali żołnierze patrolu, on leżący z krwawą plamą na piersiach, dzieciak stojący z rękoma do góry, koszmarny ból głowy i ta bezsilność w odpowiedzi na pytanie - dlaczego ???
Wiesz, wtedy pierwszy raz w życiu poczułam sie staro. Poczułam wielki bezsens swojego istnienia. Nagłówki w gazetach, potrzeba palestyńsko - izraelskiego pokoju, apele miedzynarodowej społeczności o trwałą stabilizację na bliskim wschodzie. Zrozumiałam, że mnie to gówno obchodzi. A co z moim bólem, co z moją potrzebą macierzyństwa, co z moją miłością, którą zdążyłam już obdzielić dwóch facetów. Kto ujmie się nad moim nieszczęściem. Komu mam ofiarować moje cierpienie. Kto mi zapłaci za łzy ?
Długo dochodziłam do siebie. Z pracy dostałam delegację do obsługi naszej ekipy na olimpiadę. Przepyszne otwarcie, atmosfera przyjaźni miedzynarodowej, sympatia odnoszenia się do siebie wszystkich ekip, poczucie bycia w wielkiej miedzynarodowej rodzinie, gdzie wszyscy są sobie równi i bliscy. Czuć było, że wyjątkowy nastrój likwiduje różnice poglądów, religii, koloru skóry.
Rok po olimpiadzie, gdy jechałam pociągiem - tak jak z tobą w tej chwili - w przedziale siedział Isak, którego poznałam w ekipie olimpijskiej. Tak jakoś zgadaliśmy się o jego życiu i stracie narzeczonej w zamachu. Przez pięć lat nie mógł dojść do siebie. Tak jak ja mieli wszystko przygotowane do ślubu, a na dzień przed nim ona zginęła.
Wiesz, że można poczuć do kogoś obcego uczucie sympatii - a może więcej - od pierwszego wejrzenia ? Jak się roztawaliśmy na dworcu to byłam przekonana, że my się jeszcze będziemy wiedzieli. Sama tego wieczoru chciałam zadzwonić do niego, ale mnie uprzedził..W kafejce mojego hotelu piliśmy czerwone wino, tańczyliśmy do drugiej nad ranem. Nie wyobrażasz sobie jak szybko można się zakochać po doświadczeniach jakim oboje byliśmy poddani. Z jaką pielęgnacją podchodzisz do partnera, który nie jest twoim pierwszym. Jak czujesz bliskość jego dłoni, gdy trzymasz je w swoich rękach. Przekonana byłam, że on jest nagrodą za moje smutki czasu minionego. Dni rozstania przeliczałam na godziny, minuty, sekundy. Tak bardzo chciałam być z nim szczęśliwa.
Po pracy w piątek wieczorem pojechaliśmy do stolicy, by trochę się obkupić na przyszłe wesele. Chodziliśmy po galeriach w nadzieji, że natrafimy na coś szczególnego czego u nas kupić nie można. Tak już na siłę kupiłam mu fajny krawat, a on mi korale. Mało to się liczyło, byliśmy razem i chcieliśmy być na zawsze ze sobą. Przepych stolicy, kolorowe ulice, reklamy, muzyka w kawiarenkach dekorowały naszą miłość i pragnienie bycia na zawsze razem.
Rozumiesz ? Na zawsze razem. Zapomnieć o przeszłości, zapomnieć o cierpieniach teraz już będzie inaczej, teraz już będzie szczęśliwie.
Kupiliśmy w kiosku lody, takie w pazłotku - wiesz - trzymając się za ręce szliśmy ulicą. On ostatniego kęsa lodu wziął w zęby i włożył mi do ust przy jednoczesnym całusie. Tak śmiesznie to zrobił, a jednocześnie tak naturalnie szczerze. Tak mi w tym momencie było dobrze, tak kobieco się poczułam.
Odszedł kilka kroków w bok, by wrzucić pazłotka do ulicznego kosza na śmieci.
Wtedy nastapił wybuch. Rzuciło mnie kilka metrów w stronę trawnika. Czułam, że tracę przytomność, ale jakimś ostatnim poczuciem utraty Isaka na czworakach doczłapałam sie do niego. Był cały we krwi. Wnętrzności przykrywały jego brzuch, widziałam jego serce. Bijące serce. Patrzył na mnie takim najukochańszym wzrokiem jakby chciał mnie przeprosić za to, że on leży na ziemi zamiast mnie tulić. Nie odchodź - prosiłam, przecież jestem twoją żoną, Bóg łączy miłość w małżeństwo, jestem twoją żoną ! Bezwiednie ujęłam jego serce w dłoń, by nie opierało się o białe wystające żebro. Przyłożył swoją rękę do mojego policzka i wyszeptał - będziemy jeszcze razem moje skarbeńki -będziemy jeszcze razem.
Zapłakanymi oczyma spostrzegłam, że trzymane w ręku jego serce już się nie rusza. Całując go powiedziałam - Isak jestem twoją żoną do końca dni moich. Do końca dni moich.
Czy teraz rozumiesz co miałam na myśli mówiąc, że czwartego nie będzie ? Nie żyję żądzą zemsty, nie boję się jakichkolwiek zapowiedzi irańskich psychopatów czy palestyńskich wojowników. Ja nie urodziłam się, by z kim kolwiek wojować. Chciałam jak każda normalna kobieta mieć męża, dzieci, dom i kochać rodzinę, swój kraj i wszystkich na świecie. Ja o nic wiecej nie prosiłam jak tylko o prawo do miłości, a dane mi było prawo trzymania ukochanego serca w swoich dłoniach.
Rozumiesz mnie Romanie ? Pociąg zatrzymał się na centralnym.
ROMAN SKLEPOWICZ
|