Przyjaciele banku idą pod most
„Bank przyjazny dla przedsiębiorców", „Ponad 100 lat tradycji i zaufania!". Rokitniccy czytają reklamowe hasła na dokumentach, które przysyła im bank i ogarnia ich pusty śmiech.
NOWOŚCI - Dziennik Toruński - Grażyna Ostropolska 26.06.2009
Sokołowo. Malownicza wieś w pobliżu Golubia-Dobrzynia. Lasy, pola, pagórki... Na wpół wypalone gospodarstwo Krystyny i Henryka Rokitnickich w centrum wsi burzy ten sielski widok. Pięć lat temu pożar strawił im stodołę i oborę. Oba budynki ubezpieczyli w PZU na 128 tys zł, ale ten wycenił szkodę na... 24 tys. zł. Bank, który miał cesję na polisie Rokitnickich, nie protestował. Ze spokojem przyjął rażąco niskie odszkodowanie. Miał zastaw na całym majątku dłużnika, w każdej chwili mógł zlecić licytację. Pieniądze od ubezpieczyciela tylko minimalnie zmniejszyły dług pogorzelców w banku. Mieli tu kredyt obrotowy -110 tys. zł. Zaciągnęli go pól roku przed pożarem. Dług mieli spłacać ratami, z hodowli i sprzedaży trzody chlewnej. Nie zdążyli. Pożar zniweczył ich plany. Z dnia na dzień rzutcy przedsiębiorcy stali się bankrutami.
Krystyna Rokitnicka nie zapomni nocy z 7 na 8 grudnia 2003 r. Obudził ją straszny huk.
- Wybiegłam na podwórze, zobaczyłam ogień i... nic więcej nie pamiętam. Chyba straciłam przytomność - wspomina. Płomienie oszczędziły dom, ale ten już do Rokitnickich nie należy. Przejął go bank i wystawił na licytację. Oszacowany na około 300 tys.zł majątek (dom, 7,46 ha ziemi, budynki gospodarcze z garażami) sprzedano za 130 tys zł. Pod młotek poszła też ojcowizna Rokitnickich w Węgiersku. Tam 4-hektarowe gospodarstwo z budynkiem mieszkalnym zlicytowano za 62 tys zł. - To połowa ceny, wynikającej z oszacowania rzeczoznawcy - burzą się Rokitniccy. A bank wciąż dolicza im karne odsetki (25 proc) i po kolei wystawia na sprzedaż ich majątek. Końca długu nie widać. Rośnie proporcjonalnie do spłaty.
Wcześniej komornik zlicytował 1,7 ha atrakcyjnie położonej ziemi i przekazał bankowi 47 tys na poczet długu Rokitnickich. - Mieliśmy klienta, który dawał za ten grunt 70 tys zł. - mówi pani Krystyna i liczy straty:
- Bank zabrał nam już 263 tys. zł.
Do 239 tys zł uzyskanych z licytacji majątku dodaje 24 tys.zł. odszkodowania za pożar z PZU.
- Bank mógł tę rażąco zaniżoną wycenę podważyć, uratować nas przed bankructwem - uważa kobieta. - Wystarczyło, by zarządzający bankiem podeszli do nas przyjaźnie, z odrobiną zaufania, tak jak się przedstawiają klientom w reklamowych hasłach.
Krótko po pożarze Rokitniccy zwrócili się do banku o podpisanie ugody. Prosili o zamianę kredytu na pożyczkę hipoteczną. Chcieli odbudować oborę, powrócić do hodowli i po krótkiej karencji spłacić dług w ratach. „ Bez pomocy banku nie jesteśmy wstanie odbudować gospodarstwa - naszego jedynego źródła dochodu. Pożar budynków zachwiał naszą płynność finansową. Nie unikamy odpowiedzialności i z góry dziękujemy za pomoc" - piszą błagalny list. Banku to nie wzrusza, nie zamierza wstrzymywać egzekucji ani myśli dochodzić większego odszkodowania od ubezpieczyciela. Spokojnie patrzy, jak Rokitniccy sami wnoszą do Sądu Okręgowego w Toruniu pozew przeciw PZU. Domagają się zwiększenia wypłaty za szkodę do wysokości ubezpieczenia spalonych w 80 proc. budynków. Dowodzą, że ta, którą wraz z polisą przejął w poczet ich długu bank, została drastycznie zaniżona. Sąd przyznaje im rację. Ustala, że odszkodowanie za pożar winno być zwiększone o 60712 zł.
Tą wygraną krótko się cieszą. Ubezpieczyciel odwołuje się od toruńskiego wyroku do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, a ten oddala roszczenia Rokitnickich. Zauważa, że w związku z cesją polisy ubezpieczeniowej na bank, tylko on miał prawo wystąpić o zwiększenie odszkodowania od ubezpieczyciela.
Uwagę zwraca ten fragment uzasadnienia wyroku: „ Niewątpliwie powód (Rokitniccy – red.) ma interes, żeby bank (...) uzyskał od pozwanego ubezpieczyciela jak najwyższe odszkodowanie, bo jest ono przecież zaliczane na poczet kredytu obciążającego powoda". Adwokat Rokitnickich nie ma wątpliwości: - Bank winien był podjąć natychmiast niezbędne działania do uzyskania pełnego odszkodowania. Jest przecież z racji swojej działalności profesjonalistą i w obrocie gospodarczym winien się wykazać najwyższą starannością oraz znajomością prawa. Takiej znajomości prawa nie można natomiast wymagać od państwa Rokitnickich. Adwokat poradził klientom, by domagali się w sądzie unieważnienia bankowego tytułu egzekucyjnego i powstrzymania działań komornika. Sąd Rejonowy w Golubiu-Dobrzyniu nie zgodził się na powołanie biegłego z rachunkowości. Uznał wyliczenia Sądu Okręgowego w Toruniu za wiarygodne. - Wydany przez sąd rejonowy wyrok skutkuje tym, że bank musi zmniejszyć swoje roszczenia wobec nas o 60712 zł - tłumaczy Rokitnicka. Z jej obliczeń wynika, że już nie jest bankowi nic winna. Ten jednak prowadzi własne rachunki. Takie, w których naliczone dłużnikowi karne odsetki znacznie przewyższają wartość kredytu.
W listopadzie bank wyliczył, że Rokitniccy nadal są mu winni pieniądze. Jakie? Nie wiadomo, bo padają różne sumy. - Bankowcy liczą odsetki za dług, którego nie byłoby, gdyby wywalczyli pełne odszkodowanie z naszej polisy ubezpieczeniowej - ubolewa pani Krystyna. Uważa, że nie ma w Polsce sprawiedliwości. Kiedyś wiodło im się dobrze: - W spalonej oborze hodowaliśmy rocznie 600 świń - wspomina. Braliśmy prosiaki i po 2-3 miesiącach woziliśmy tuczniki do rzeźni w całej Polsce.
Mieli wtedy swoje 7 tłustych lat. W 2003 r. zaczęły się dla nich lata chude. - Najpierw wszedł podatek VAT, rzeźnie spóźniały się z zapłatą za żywiec, a nasz VAT za skup zwierząt od rolników pożerała skarbówka -pokazuje złego początki. - Gdy dopadł nas pożar, mieliśmy długi i ani grosza oszczędności. Posypała się na nas seria nieszczęść.
W pożarze spłonął ciągnik. Oskarżono nas o wyłudzenie żywca od rolników (przed pożarem prowadziliśmy skup), a o przyczynie naszego bankructwa, pożarze i komplikacjach z podatkiem VAT sędzia nie chciał słuchać. Na pierwszej i jedynej rozprawie uznał, że jesteśmy przestępcami.
Poza długami, Rokitniccy nie mają już nic. Mieszkają w sprzedanym na licytacji gospodarstwie.
- Tylko psa i kota nam nie zlicytowano - mówią. - Gdy nowi właściciele nas stąd wyrzucą, pójdziemy pod most...
Roman Sklepowicz, prezes Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Banki:
- Cesja polisy ubezpieczeniowej przenosi jej prawa na bank i to on powinien być zainteresowany, by ubezpieczony otrzymał godziwe odszkodowanie. Niestety, znana mi praktyka dowodzi, że ilekroć bank zmusza klienta do ubezpieczenia się w konkretnej, współpracującej z nim firmie, to te kooperacyjne więzi działają przeciw ubezpieczonemu. Bank na zasadzie „kruk krukowi oka nie wykole" godzi się na zaniżoną kwotę odszkodowania, bo i tak ma w ręku bankowy tytuł egzekucyjny do weksla czy zastawionej pod kredyt hipoteki. Nieszczęścia chodzą parami: niemoralny bank i nieuczciwy ubezpieczyciel. Płaci najsłabszy, czyli klient.
Dysproporcja sum - 24 tys. zł wypłacone przez ubezpieczyciela i sądowne zwiększenie jej o 300 proc. świadczy nie tyle o błędzie w ocenie majątku Rokitnickich, co o nieuczciwości tzw. likwidatorów szkód. Każdy może się stać ich ofiarą. Trzeba się dobrze zastanowić, z jakim bankiem i ubezpieczycielem podpisuje się umowę, bo ma być ona nie tylko na słoneczne, ale i na deszczowe dni.
|